Mężczyzna w świecie błyskotek
Panowie raczej niechętnie noszą biżuteryjne dodatki. Wszystko z obawy o to, że zostaną posądzeni o próżność i nadmierne skupianie uwagi na własnym wyglądzie. Mowa tu oczywiście o mężczyznach (mówiąc w telegraficznym skrócie) stereotypowych – takich, jakich widujemy codziennie w pracy czy na ulicy. Zupełnie inną filozofię wykorzystania błyskotek w męskich stylizacjach wyznają gwiazdy – filmu, muzyki czy sportu.
Źródło: www.flickr.com
Rockmeni, muzycy hip hopowi, zbuntowani aktorzy czy umięśnieni piłkarze otwarcie kochają biżuteryjne dodatki i suto obwieszają się łańcuchami (najlepiej ciężkimi, złotymi i ozdobionymi gigantycznymi zawieszkami), kolczykami, bransoletami, sygnetami czy pierścieniami. Im więcej – tym lepiej, bo w światku sław duża ilość drogocennej, noszonej przez mężczyznę biżuterii jest nie tylko modna, ale i świadczy o osiągniętym sukcesie, potwierdza wspięcie się na kolejny szczebel kariery, potwierdza kojarzoną z wysokimi dochodami popularności.
Raperzy, muzycy czy sportowcy – jakby tego było mało – nie tylko noszą, ale i projektują biżuteryjne, męskie dodatki. O ich jakości nie ma sensu się wypowiadać. Warto natomiast zauważyć, że męskie uwielbienie dla błyskotek nie jest niczym nowym. To raczej powtórka z rozrywki i dowód na to, że ewolucja zatacza koło. Bo dawno, dawno temu, kiedy nasi praprzodkowie zabrali się za wykonywanie prymitywnych naszyjników czy spinek z muszelek, piór i kamyków, biżuteryjnych, cieszących oko dodatków nie nosiły panie, ale ich partnerzy.
Powtórka z historii
Dlaczego prehistoryczna biżuteria była przeznaczona głównie dla panów? To proste! Świecidełka, cacuszka czy piękne muszelki i kamyki uznawano za drogocenne skarby, a skoro w dawnych plemionach panował patriarchat – to właśnie panowie obwieszali się prowizorycznymi koralikami i w ten sposób manifestowali swoją władzę i bogactwo.
Do swoistego wyrównania szans w walce o błyskotki doszło dopiero w świecie antycznym. W starożytnej Grecji biżuterię nosiły i kobiety, i mężczyźni. W Rzymie – szala przechyliła się na korzyść płci pięknej. W Egipcie natomiast, najsłynniejsze wyroby – złote naszyjniki czy ciężkie bransolety wysadzane kosztownymi kamieniami – powstawały za panowania faraonów. To właśnie z myślą o władcach pokroju Tutenchamona tworzono te niezwykłe i zjawiskowe (zarówno z jubilerskiego, jak i historycznego punktu widzenia) cudeńka i to męscy władcy – chcąc podkreślić swój prestiż – najchętniej je nosili, co doskonale współgrało z mocnym, praktykowanym także przez panów makijażem.
Źródło: www.flickr.com
W średniowieczu – tylko pozornie – zapanował biżuteryjny mrok. Tak naprawdę asceza dotyczyła jedynie niektórych elementów życia, a najbogatsi i możnowładcy oddawali się pokucie i wyzbywali ziemskich zbytków tylko na pokaz. W media tempora biżuteria ponownie przewidziana była przede wszystkim dla panów – królów czy zasłużonych w walce rycerzy.
W epoce renesansu biżuteria wyemigrowała z dłoni i nadgarstków po to, by zadomowić się w szafach ówczesnych trendseterów – jako integralna część ubioru. Zarówno panie jak i panowie rozmiłowali się w długich, wyjątkowo zdobnych naszyjnikach, które noszono wówczas w towarzystwie strojnych żupanów, obcisłych sajanów i krótkich, męskich spódniczek.
Wspomniany żupan przetrwał zresztą do baroku, gdzie – w męskim stroju – pojawiał się w zestawie z kontuszem, delią i bogato zdobionymi, futrzanymi czapami i kolorowymi butami. Za dodatki służyły orientalne szable i pasy suto wysadzane błyszczącymi klejnotami. Całość uzupełniały długie włosy misternie skręcone w pukle, a później peruki – najmocniej promowane przez Ludwika XIV, jednego z największych modnisiów w historii.
Prawdziwe apogeum męskich błyskotek przypadło na XVI i XVII wiek, kiedy to polska szlachta obwieszała się ciężkimi łańcuchami, a na palce zakładała zdobne sygnety. W tym czasie faworyt króla Jakuba I – legendarny George Villers – zachwycał dwór swoimi brylantowymi kolczykami oraz kapeluszami ozdabianymi sznurami pereł i strojnymi kokardami.
Łańcuszki, łańcuchy i przykuwające wzrok broszki były integralną częścią męskiego stroju jeszcze w wieku XIX. Wtedy uwielbiali je przede wszystkim modni dandysi, a u progu wieku XX – honoru męskiego strojnisia bronili głównie indyjscy maharadżowie, którzy upatrzyli sobie przede wszystkim dzieła słynnego Cartiera (paryski jubiler, przygnieciony gigantyczną liczbą zamówień, zdecydował się nawet założyć w Indiach filię swojej firmy!).
Źródło: www.flickr.com
W tym czasie, w zachodnim świecie biżuteria męska odchodziła do lamusa, a błyskotki wszelakie stały się głównie damską domeną. Podręczniki savoir-vivre jasno określały, że obwieszony łańcuchami, kolczykami czy bransoletkami pan to kwintesencja złego stylu, a jubilerzy patrzyli na męskie, biżuteryjne dodatki z dystansem. Do czasu…
Mężczyzna współczesny – mężczyzna ozłocony
Kanony się jednak zmieniły, a historia mody zatoczyła kolejne koło. Dzisiaj, udział biżuterii męskiej w rynku złotniczym kształtuje się na poziomie 20 procent. Panowie coraz częściej sięgają po klasyczne spinki, gustowne zegarki i bransolety. Idąc za modą płynącą z Hollywood – chętniej także zakładają na siebie grube, ciężkie, złote łańcuchy. O ile te ostatnie mogą nie wszystkim przypaść do gustu, to dobry zegarek czy klasyczne zapinki do mankietów jeszcze długo będą synonimem biznesowej elegancji. A przy okazji – będą zgodne z szeroko rozumianym bon ton!
Według najwyższej rangi specjalistów – znawców protokołów dyplomatycznych, kodeksów postępowania i rozlicznych kanonów – prawdziwie elegancki mężczyzna powinien porzucić łańcuchy noszone na szyi czy ciężkie bransoletki, które kojarzone są powszechnie z przedstawicielami półświatka. Warto także zrezygnować z ozdób na dłonie – na dyspensę (obok dyskretnego łańcuszka z krzyżykiem lub z medalikiem) zasługuje w tym wypadku jedynie ślubna obrączka i symboliczne pamiątki (na przykład sygnety rodowe). Kolczyk w uchu to zbrodnia najwyższego kalibru – mężczyzna, który preferuje takie luźne ozdoby raczej nie zdobędzie uznania wśród panów o konserwatywnych gustach. Także zbyt zdobne guziki przyszyte do płaszcza czy marynarki mogą być uznane za wyraz próżności i niemile widzianego uwielbienia dla zbytniego epatowania bogactwem. Nadmiar biżuterii w męskim wydaniu nie jest bowiem w sferach dżentelmenów kojarzony (jakby tego chcieli amerykańscy raperzy czy niepokorne gwiazdy rocka) z luksusem, ale z brakiem gustu i pierwotną wulgarnością lub – w najlepszym wypadku – z symbolem przynależności do jednej z młodzieżowych subkultur.
Źródło: www.flickr.com
Bo męska, biżuteryjna elegancja jest zawsze pożądana. Pod warunkiem, że jest dyskretna. Przesada jest faux pas! Dlatego, każdy elegancki pan – zwłaszcza ten stawiający dopiero pierwsze kroki w świecie biżuteryjnych arcydzieł – nie powinien cofać się do prehistorii, a pójść zgodnie z postępem ewolucyjnym: postawić na dobry zegarek i eleganckie spinki do mankietów, a za resztę przeznaczonych na jubilerskie zakupy pieniędzy nabyć (bez chwili wahania) biżuterię dla bliskiej jego sercu kobiety.
Tekst: Anna Kunicka
Zdjęcia:
-
Fot. 1. Gentelman w klasycznym wydaniu (zdjęcie na licencji CC, autor – Paul Stevenson)
http://www.flickr.com/photos/pss/1273539047/sizes/z/in/photostream/
-
Fot. 2. Dużo czy za dużo? (zdjęcie na lic. CC, autor bobbi vie)
http://www.flickr.com/photos/bobbivie/9381596325/sizes/c/in/photostream/
-
Fot. 3. Męski zegarek – wersja mobilna (zdjęcie na lic. CC, autor – thelampnyc)
http://www.flickr.com/photos/thelampnyc/3744462040/sizes/z/in/photostream/
-
Fot. 4. Obrączka? Zawsze na tak! (zdjęcie na lic. CC, autor – nettsu)
http://www.flickr.com/photos/nettsu/5091696257/sizes/z/in/photostream/